Jestem
miłośniczką kultury (także tej osobistej)...i właściwie o tę
kulturę osobistą poszło...ostatnio romawiałam z przyjaciólką na temat krytyki, co to jest, jak ją przyjmować i jak krytykować.
Każdy
ma własne zdanie dotyczące różnych kwestii, nie zamierzam tego w
żaden sposób podważać, czy kogokolwiek obrażać...ale dostaję
białej gorączki gdy muszę stawić czoła głupocie ludzkiej...braku inteligencji i podstawowych nawyków komunikacji ...o etykiecie konwersacji nie wspomnę...
Pytanie:
Co w sytuacji, gdy ktoś cię skrytykuje, a jest to głos malkontenta, kogoś kto nie zna tematu, a próbuje interpretować ciebie lub twoje zadania, które wykonałaś, a ty wiesz, że to gderacz, pamfecista. Cała sytuacja ma miejsce na przyjęciu, czyli przy świadkach...(tak się rozpędziłam, że teraz nie wiem gdzie postawić znak zapytania)?
Zdobyłam tę odpowiedź:
Stoi taki człowiek zbielały z niemocy....Walczy ze sobą by czegoś nie palnąć, serce łomocze i bardzo by chciało
wyskoczyć...kocha ludzi...ale w momentach gdy ma do czynienia z
prostactwem, nie mylić z prostotą, umysł zmaga się, próbuje
wytłumaczyć...ale jednocześnie przeczucie, intuicja mówi: nic tu po
tobie...NIE Warto! MILCZ...w ten sposób wygrywa...poczekać tylko trzeba by ochłonąć.
Tak
więc jestem za tym by moje błędy były prostowane, przyjmuję je jak
lekcje, a gdy mój "recenzent" pokazuje mi drogę zostaje moim przyjacielem...więc krytyka tak,
ale zawsze konstruktywna.
„co
innego jest złośliwie krytykować i zaczepiać, a co innego
poprawiać i błędy prostować, tak samo jak pochwały są różne
od pochlebstw” dawno temu powiedział tak i zapisano słowa
Mikołaja Kopernika
a Mark Twain dorzucił: "Zanim prawda włoży buty, kłamstwo obiegnie ziemię"...dlatego nim głośno wyrazisz opinię, skrytykujesz kogoś lub jakieś działania, pomyśl czy tymi słowami pomożesz, czy czasem nie zostaniesz posądzony o trywialność...?
No comments:
Post a Comment